01 kwietnia 2025
Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. Łukaszem J. Krzychem, anestezjologiem, kierownikiem Katedry i Zakładu Medycyny Stanów Nagłych SUM
-Jeszcze kilka lat temu liczba dawców narządów do transplantacji w Polsce bardzo odbiegała od krajów europejskich. Teraz podano, że w 2024 roku liczba pobrań od dawców po śmierci po raz pierwszy przekroczyła 2 tys. To znaczy, że mamy długo oczekiwany przełom w pozyskiwaniu narządów do przeszczepów?
-Nie wiem tego. Zobaczymy w perspektywie dwóch, trzech lat. Jestem optymistą, wierzę, że uda nam się zwiększyć potencjał donacyjny z roku na rok i osiągniemy porównywalne wyniki do przodujących krajów Unii Europejskiej. Przedwcześnie jednak bym się cieszył. Zatem optymizm zostawmy na 2028 lub nawet 2030.
-Te kraje, które gonimy to na przykład Hiszpania, gdzie transplantacji jest cztery razy więcej?
– O tak, Hiszpania na wszystkich naszych konferencjach i sympozjach od lat stawiana jest za wzór organizacyjny, medyczny w zakresie liczby donacji i przeszczepów.
– To w mentalności Hiszpanów tez musiała dokonać się zmiana?
-Oczywiście. W tym trudnym temacie podstawą jest właśnie wzrost świadomości społecznej, ale w środowisku medycznym też. Trzeba o tym otwarcie rozmawiać, a nie od tego uciekać.
-To hasło, które przed lat było popularne aby nie zabierać narządów do nieba dziś w naszym społeczeństwie nie chwyciło? Nie dotarło do ludzi?
-To był tylko chwytliwy slogan społeczny, ale to za mało, aby dotrzeć do mas. Liczę na to, że z biegiem lat nasze kampanie edukacyjne o potrzebie transplantacji narządów od zmarłych pacjentów będą mocniejsze, głośniejsze i przez to skuteczniejsze. Wtedy o tym będziemy mogli ze społeczeństwem rozmawiać bardziej po partnersku. Tak jak było z profilaktyką chorób układu krążenia. Najpierw były proste slogany, żeby ludzi nauczyć prawidłowego żywienia a po 30 latach edukacji w tym zakresie, możemy mówić o zmianach postaw.
-Uściślijmy- jak wygląda sytuacja prawna, gdy bliska nam osoba umiera i stajemy przed lekarzem z decyzją, czy wyrazić zgodę na pobranie narządów.
– Rodzina nie staje przed żadną decyzją. Z punktu prawnego to raczej taki ukłon w kierunku rodziny, że rozmawiamy na temat preferencji i wyborów zmarłego. Mamy oficjalny rejestr, w którym zawsze weryfikujemy, czy ktoś nie zgłosił formalnego sprzeciwu za życia. Zawsze jednak pozostawiamy sobie rozmowę z rodziną, aby poznać oczekiwania zmarłego, jego decyzje w tym zakresie. Badamy także jakie jest podejście rodziny z humanitarnego punktu widzenia, takiego po prostu ludzkiego.
-A jeśli rodzina mówi stanowczo nie, bo zmarły nie życzył sobie oddać organy, to co wtedy? Czy drążymy temat?
-Rezygnujemy z pobrania organów. Sprzeciw pacjenta nie musi mieć formy pisemnej, może mieć formę ustną. Dlatego nie warto eskalować konfliktu z rodziną w tak trudnej sytuacji jak śmierć bliskiej osoby przeważnie nieoczekiwanej. Zawsze wtedy może paść argument: przypominamy sobie, że zmarły kiedyś przy obiedzie oglądając program w telewizji, powiedział, że on nie życzyłby sobie, aby pobrać jego organy po śmierci. Szach Mat.!
-Szach mat? A przecież mamy w Polsce domniemanie zgody na pobranie narządów. Może lepiej rodziny nie pytać o zgodę.
-Musimy to robić, żeby w pełni prawnie pobrać narządy. Tak jak wspomniałem, nie wiemy przecież, czy ktoś ustnie nie wyraził sprzeciwu, a poza tym bądźmy przyzwoici. Mówimy o bardzo trudnym czasie, o umieraniu człowieka.
-Czyli transplantacja tak, ale nie za wszelka cenę.
– Bo nie można tego robić wszystkimi metodami jakie moglibyśmy sobie wymyślić, nawet jeśli mamy możliwości prawne.
-Wróćmy do rejestru sprzeciwów. Do 2024 roku wpłynęło do niego 3,5 tys. oświadczeń o braku zgody. To dużo?
– Bardzo dużo, bo o tym rejestrze nie wie zbyt wiele osób. Ktoś tych ludzi musiał uświadomić, poinformować o konsekwencjach odmownej decyzji.
-Mamy w Polsce 380 szpitali z potencjałem dawstwa narządów. Ale tylko połowa z nich zgłasza dawców. Dlaczego?
-Przyczyn jest co najmniej kilka. Zarówno organizacyjnych jak i mentalnościowych. Do stwierdzenia śmierci mózgu pacjenta potrzeba dwóch lekarzy. Pierwszy przeprowadza pierwszą próbę, która definitywnie potwierdza ten stan, ale musi być wykonana druga próba z obecnością drugiego lekarza o specjalizacji neurologicznej, neurochirurgicznej. Wyobraźmy sobie, że w szpitalu powiatowym, w którym funkcjonuje oddział intensywnej terapii, nie ma oddziału neurologii, nie mówiąc o neurochirurgii. Jak więc to przeprowadzić sprawnie pamiętając jak bardzo liczy się czas? Jest też kilka innych aspektów. Wszystkie powodują, że jest nam trudno.
–Zawinił system?
-Wydaje mi się, że dobry koordynator lub osoba oddelegowana do tych funkcji, może zrobić dobrą robotę. Do tego trzeba mieć poczucie misji. To może być nie tylko lekarz, ale np. ratownik, pielęgniarka. Ważne jest, aby ta osoba zrozumiała intencje i znała procedurę od stwierdzenia zgonu pacjenta do przeszczepu.
-Stwierdzacie śmierć i co dalej?
-Zgłaszamy ten fakt do Poltransplantu poprzez koordynatorów. Każdy pacjent, u którego podejrzewamy, że już nie żyje powinien być zgłoszony. Za kilka, kilkanaście godzin, trzeba będzie przecież uruchomić skomplikowaną procedurę.
-O co wtedy lekarzy pytają rodziny dawców narządów?
-Paradoksalnie pytają o prozaiczne rzeczy, głównie jak będzie wyglądało ciało po pobraniu wielonarządowym. W wielu bowiem miejscach w Polsce utrzymuje się jeszcze tradycja eksponowania zwłok przed pochówkiem. Ponadto rodziny zwykle nie chcą, żeby to było popularne i powszechnie wiadome, że ich bliski stał się dawcą narządów, żeby nie wzbudzać lokalnych sensacji. Kolejna grupa pytań dotyczy tego, czy będą mogli wiedzieć kto otrzymał poszczególne narządy, komu uratowały życie.
-Profesor Religa, gdy zaczynały się przyczepy w Polsce mówił, że ludzie będą kiedyś dumni, że ich bliscy oddali narządy innym, a pan mówi dziś, że rodziny wstydzą się o tym mówić.
– To prawda. Tymczasem tych ludzi trzeba traktować jak bohaterów. Zarówno tych, którzy stali się dawcami narządów, jak i ich rodziny, które w trudnej sytuacji godzenia się ze śmiercią bliskiej osoby, potrafiły, z naszego transplantologów punktu widzenia, stanąć na wysokości zadania. Nie zamknąć ścieżki życia po śmierci bliskiego.
-Czy w trakcie rozmowy z rodziną dawcy padają jakieś słowa klucze, czy jest scenariusz takiej rozmowy?
-Po pierwsze nie używam słów, które mogą mieć znamiona patosu. Nie ma jednak gotowych formułek, uniwersalnych scenariuszy. Każdy przypadek jest inny. My anestezjolodzy przygotowujemy stopniowo rodziny pacjentów, którzy umierają, ale o możliwości donacji mówimy dopiero, kiedy nie ma żadnych wątpliwości medycznych i prawnych. Gdy rodzina nie odwołuje się do praktyk szarlatańskich, nie próbuje nas straszyć organami ścigania, to przechodzimy do rozmowy o woli, opinii zmarłego na temat pobrania narządów. Nie wolno ukrywać jaki jest cel tej rozmowy. Powinniśmy wprost zadać to kardynalne pytanie i następnie udzielać odpowiedzi i wyjaśniać wszystkie wątpliwości.
-A kiedy rodzina mówi, że nie rozmawiali na ten temat.
-Wtedy podczas rozmowy przechodzimy na ścieżkę prawną pytając, czy kiedykolwiek zmarły wyraził sprzeciw. Jeśli nie, oficjalnie przechodzimy do zgody domniemanej.
-Jeśli nie ma gotowych scenariuszy i symulacji takich trudnych rozmów, to jaką radę pan profesor dałby młodym lekarzom? Gdzie się mają tego nauczyć?
-Powinni się tego uczyć od swoich mentorów, starszych kolegów i dobierać mentorów tak, aby byli autorytetami także w tej dziedzinie. Jeśli takich nie mają w bezpośrednim otoczeniu, powinni zmieniać otoczenie albo podglądać innych podczas staży i wprost dopytać jak to się robi. Osobiście, gdy mam w perspektywie trudną rozmowę z rodziną, mówię młodszym kolegom -chodź posłuchaj. Zawsze trzeba zapytać rodzinę, czy sobie życzy, aby ktoś młodszy uczestniczył w tej rozmowie choćby w formie słuchacza. Z reguły nie ma sprzeciwu. Po kilku takich rozmowach można sobie plan takiego spotkania opracować w głowie. Ja też nie idę na nie spontanicznie, wiem, że nie mogę wejść roześmiany, muszę być opanowany, nie mogę tego robić w biegu, nie może zadzwonić wtedy telefon. To są prozaiczne sprawy, które źle odbierze rodzina, bo poczuje się zignorowana ,niezrozumiała i osamotniona w cierpieniu po śmierci bliskiego.
-Jakie jeszcze błędy popełniają lekarze w tej sytuacji?
-W tych miękkich punktach musimy pilnować się najbardziej. Podkreślam to szczególnie, bo sam musiałem charakter tych rozmów sobie wyrobić. Zatem: współczucie, delikatność, subtelność, branie odpowiedzialności za słowa, które padają i pełne przekonanie o tym, co się mówi. Nie można zawahać się w odpowiedzi na pytanie, czy pacjent na pewno nie żyje. To podstawa naszej rozmowy. Musimy być całkowicie pewni, że mamy do czynienia z pacjentem, który zmarł i wtedy z przekonaniem rozmawiać z jego rodziną. Jeśli rodzina zobaczy, że my się wahamy np. poprzez brak kontaktu wzrokowego, zbytnią nerwowość wynikającą ze wstydzenia się swoich emocji, to stanie się nam nieprzychylna.
-Szkoda, że o tym tak mało mówi się w sferze publicznej, nawet niewielu lekarzy o tym wie.
-Dlatego w Śląskiej Izbie Lekarskiej od ubiegłego roku prowadzimy szkolenia podyplomowe dla lekarzy różnych specjalności z całej Polski w zakresie donacji narządowej. Nie ukrywam, że na początku nie chciałem iść ze sztandarem i tworzyć to szkolenie wiedząc, że mogę spotkać się ostracyzmem swojego środowiska. Powiedzą- po co o tym mówić, to takie trudne i niewygodne. Dziś wiem, że udało się przełamać bariery. Kolejnym krokiem jest zwiększenie świadomości społecznej. Perspektywy są obiecujące, bo zwiększa się liczba wykwalifikowanych ośrodków zajmujących się przeszczepami. Przy dobrych kampaniach społecznych i medycznych, myślę, że w ciągu 5 – 10 lat jesteśmy w stanie istotnie skrócić listę osób oczekujących na narządy.
-Czy już jesteśmy na etapie, że same rodziny przychodzą i pytają czy ich bliski może być dawcą?
-Już to się zdarza. Kiedy po przyjęciu na oddział intensywnej terapii siadam do rozmowy i przedstawiam niepomyślne rokowania, rodzina zadaje pytanie: czy jeśli nie uda się uratować bliskiego, możemy myśleć o donacji? Wprawdzie musimy być ostrożni, żeby nie pójść o krok za daleko w kierunku handlu narządami albo eutanazji, ale można omówić z rodziną szczerze ten temat. To pokazuje, że są w naszym społeczeństwie osoby, które w pełni rozumieją nasze oczekiwania i których nie trzeba przekonywać, że narządy bliskich potrzebne są tu, na Ziemi.
Rozmawiali Alicja van der Coghen i Piotr Biernat
Popularne
Słuchaj rozmów w formie podcastu
