Powrótdo góry

 

Czy nie mam Pan wrażenia, że namawiając od lat do badań profilaktycznych wykonujemy syzyfową pracę, bo wciąż ponad 23% mężczyzn w Polsce uważa, że badania profilaktyczne są  całkowicie  zbędne?

Nie do końca. Nie chodzi o to, aby przekonać 23 procent mężczyzn, tylko żeby utrzymać w świadomości 77 procent, którzy się badają, że to ma sens i warto to robić nadal. Myślę, że gdyby zrobić badania statystyczne o tym, kto wierzy,  kto nie wierzy w szczepionki, wyszłoby jeszcze gorzej, Tak  to jest z tą naszą profilaktyką.

W woj. śląskim każdego roku kilka tysięcy mężczyzn słyszy diagnozę- rak prostaty lub pęcherza moczowego i nadal wielu się nie bada.

Pracuję w zawodzie od dwudziestu lat i kiedy tylko mogę, staram się szerzyć wiedzę o konieczności profilaktyki. To bardzo ważne aby zajmować się tym zagadnieniem na co dzień, a nie  tylko podczas akcji np. w listopadzie.

Gdy zaczynał pan pracę, osób regularnie się badających było dużo mniej?

Zdecydowanie mniej. Ostatnie dziesięć lat to przepaść wobec tego co było  wcześniej w ochronie zdrowia. Teraz widzę, że o wiele bardziej dba się o swoje zdrowie zwłaszcza w przedziale mężczyzn 40 plus. Ci, którzy nie uwierzyli w te badania i ich nie robili regularnie, trafiają do nas na stół operacyjny. Często za późno na wyzdrowienie.

W ramach programu 40 plus uprawnionych w Polsce do badan profilaktycznych jest 23 mln osób, a przebadało się ledwie 3 miliony. To sukces?

Mogę mówić tylko o urologii. Nasi pacjenci chętnie korzystają z tych programów. Widać, że program działa, zwłaszcza, gdy kierujemy pacjentów na nasze konkretne badania, a oni pokazują nam także cały szereg innych. W ciągu ostatnich lat takich świadomych pacjentów przybyło i myślę, że  wcale niemało.

To co właściwie stało się wśród mężczyzn, że postanowili częściej się badać?

Zaczęli myśleć, wzrosła ich wiedza i świadomość o potencjalnych zagrożeniach dla ich zdrowia. Myślę, że uwierzyli, iż badania mają sens. I dlatego nie uważam, to syzyfowa praca ale bardzo konkretna, przynosząca zyski i wyraźne zmiany zachowań mężczyzn. Oczywiście do sukcesu bardzo daleka droga, bo mogliby się badać częściej i  dokładniej.

Ma pan swój pomysł, aby nakłaniać mężczyzn do częstszych badań i unikania nowotworów? 

Mówię im, że mogą żyć dłużej i w dobrej kondycji. Staram się jak najwięcej ich informować o  tym co ich czeka. Nie wystarczy powiedzieć: musi się pan badać. To nie zadziała, nie dotrze do nikogo. Gdy w telewizji mamy konkurencję z tańcem z gwiazdami, wiadomo, że taniec wygra. Zatem trzeba pacjentów zachęcić, umieć ciekawie i mądrze opowiedzieć jakie mogą być konsekwencje choroby, którą warto unikać. Że można coś z tym zrobić, zanim choroba zacznie siać spustoszenie.

Może trzeba  np. aby w takim tańcu wystąpił lekarz promujący zdrowie, wyszedł ze swej strefy komfortu tak jak pacjent, który musi to zrobić idąc na badania.

Generalnie wyznać publicznie, że ktoś leczy się urologicznie już jest wstydem, bo to najczęściej oznacza kłopoty z oddawaniem moczu albo problemy w strefie intymnej. Kobiety mają swoich ginekologów, badają się mammograficznie, robią wymazy, cytologie. U mężczyzn jest jeszcze duża  pusta przestrzeń aby uświadamiać ich, że warto bariery wstydu przełamywać. Wprawdzie uważam, że chorobami przesadnie nie ma co się chwalić, ale większość mężczyzn wręcz ukrywa chodzenie do urologa.

Wygląda na to, że urolog ma słaby PR, o wiele gorszy niż kardiolog, internista albo nawet stomatolog.

 To prawda łatwiej jest powiedzieć, że mam własnego kardiologa, stomatologa ale nie urologa. Jestem pewny, że nie tylko mężczyźni tak mają. Gdyby  obserwować kobiety, które w towarzystwie rozmawiają o badaniach, założę się że żadna nie przyzna się do trudności z utrzymaniem moczu, choć na pewno trzy z nich to mają.

  Gdy w towarzystwie pan przyznaje, że jest urologiem to jak inni reagują?

Zwykle  urologia kojarzy się wielu ludziom z badaniem per rectum i przez kolejny kwadrans żartujemy sobie z tego. Potem jednak przychodzą pytania- co mam zrobić jak coś się dzieje. Nie spotkałem się aby w towarzystwie, po przełamaniu lodów, jakiś problem urologiczny nie wypłynął.

Z lekarskiej perspektywy, które nowotwory urologiczne są najczęstsze u mężczyzn i dlaczego powinny być wykrywane jak najwcześniej?

 Popularnym nowotworem po 50 roku życia u mężczyzn jest rak prostaty. Niestety z każdym dziesięcioleciem zachorowalność na ten nowotwór się zwiększa. Najczęstszym jednak jest rak pęcherza moczowego Zabiegów resekcji pęcherza robimy miedzy 400,a 500 rocznie a prostaty ok 200. Mówimy tu o nowotworach wcześnie wykrytych z szansą na leczenie. To odpowiedź na pytanie dlaczego należy jak najwcześniej wykrywać nowotwory.

Jak często do pana gabinetu wchodzą  inni lekarze?

Dobre pytanie. Nie często to fakt. Może dlatego, że w pracy widzimy się często i nie musimy spotykać się w gabinecie.

Nie jest tak, że szewc bez butów chodzi?

Po prostu się tym nie chwalą. Ale często zaczepiają mnie koledzy i mówią: popatrz Andrzej coś jest nie tak. To dużo, bo w ten sposób można wyłapać początki choroby. Mam dużo kolegów, którzy się konsultują nawet nie mając objawów.

 Czy jest jakaś różnica w podejściu do badań lekarzy  ze względu na specjalizacje? Na przykład, czy zabiegowcy badają się równie często jak inni?

Wydaje mi się, że zabiegowcy bardziej frywolnie podchodzą do badan profilaktycznych. Nie wiem czy to wynika z natury chirurgów, czy z charakteru specjalności  ale na pewno coś w tym jest.

A pan doktorze, kiedy się konsultował w sprawie swojego zdrowia?

Miesiąc temu. Badanie profilaktyczne wykonałem 8 miesięcy temu. To wystarczy jeśli nie ma się obciążeń rodzinnych rakiem prostaty. Jeśli mamy gorsze wyniki albo objawy choroby, to wiadomo, że trzeba badać częściej, a nawet je pogłębiać.

Skoro to takie łatwe, dlaczego  więc mężczyźni się nie badają? Tylko ze względu na wstyd?

Dużą rolę odgrywa także wizerunek macho i poczucie, że jestem silny, nieśmiertelny i nic mi się nie może wydarzyć dopóki nie osiągnę starszego wieku. Z tymi stereotypami należy walczyć. Wciąż przekonuję nawet młodych mężczyzn, że to nic strasznego pójść na badania. Najwyżej dowiemy się, że jesteśmy zdrowi.

Rzeczywistość w przychodniach wcale nie pomaga niezdecydowanym. Kolejki, pieniądze, brak czasu, nawał obowiązków itp.

To inna odsłona problemu. W zasadzie nawet jak ktoś  wykaże dobrą wolę aby się skonsultować ze specjalistą, może, na każdym etapie, odbić się od systemu ochrony zdrowia. Wystarczy, że pani rejestratorka będzie miała gorszy dzień, lekarz, który akurat nie ma czasu i siły.  Kłania się odwieczny nasz problem z dostępnością do lekarza. Choć nie jest u nas tak źle jak w wielu innych krajach, to do zadowolenia dużo brakuje. Staramy się aby zwłaszcza nowotworowi pacjenci szybko byli obsługiwani i  błyskawicznie otrzymywali pomoc. Rozmawiam z paniami rejestratorkami tymi, które są  na pierwszej linii aby były uczulone na słowo rak. Liczy się  czas i nie wolno pacjentom z krwawiącym nowotworem pęcherza albo z rakiem jądra czy nerki kazać czekać w kolejce. Wtedy nawet szczytne opowieści o  przyjaznym urologu nie pomogą.

Rozmawiali: Alicja van der Coghen i Piotr Biernat

 

Całą rozmowę obejrzeć można na videocaście na kanale YouTube „SILne Argumenty”, wysłuchać na Spotify, Apple Podcast oraz na stronie internetowej ŚIL

 

 

 

 

 

 

Słuchaj rozmów w formie podcastu

ProMedico - Słuchaj rozmów w formie podcastu